Dlaczego młodzież, która ma obiektywnie lepszy start niż przeciętny polski nastolatek, sięga po narkotyki i alkohol? „Lepszy start” w rozumieniu dobrej szkoły, zamożnych rodziców, nieograniczonych możliwości rozwojowych. Dzieci z tak zwanych dobrych rodzin sięgają po używki z rozmachem, a dowiadujemy się tego m.in. od nich samych – rok temu głośno było o utworze „Patointeligencja”, którego autorem jest Michał Matczak, syn profesora prawa Marcina Matczaka, oraz współprowadzącej szkołę języka angielskiego Arletty Śliwińskiej-Matczak. Na czym polega zależność między światem dzieci bogatych rodziców a ryzykiem uzależnienia? Pytamy Tomasza Wachowiaka, pedagoga, certyfikowanego psychoterapeuty uzależnień od alkoholu i narkotyków oraz twórcy dwóch prywatnych ośrodków terapii uzależnień.
Redakcja: „Mój ziomo walił herę słuchając Kazika. Centralny, menele, rodzice i szpital. Ojciec był maklerem, a mama lawyerem. I grube portfele, co chudły wraz z nim na odwykach” – rapuje Mata. Znajomy scenariusz?
Tomasz Wachowiak: Niestety tak. Uzależnienie każdego z pacjentów, których miałem okazję obserwować w naszych ośrodkach, wynika z kombinacji różnych czynników. Każdy przypadek jest nieco inny. Samo dobre usytuowanie rodziny jeszcze nic nie znaczy. Jednak rzeczywiście nie brakuje młodych pacjentów, których rodzicom wydaje się, że wszystko można kupić.
To znaczy?
Przyczyną, dla której dzieci z zamożnych rodzin sięgają po używki bywa m.in. to, że zajęci pilnowaniem swoich pieniędzy rodzice sądzą, że można odkupić swoje winy za gotówkę. Nie poświęcają swoim dzieciom realnej uwagi, ani czasu. Wydaje im się, że drogie wyjazdy i prestiżowe zajęcia wychowają dzieci najlepiej. Że skoro dziecko spędza czas w dobrym towarzystwie i na nauce w dobrej szkole, to wystarczy. Nierzadko są to też rodziny niepełne, rodzice w separacji lub w bardzo złych relacjach. Wówczas dziecko nie radzi sobie z napięciem, a kiedy jest za późno i trzeba odwieźć je na odwyk, rodzice znów prezentują postawę: „zapłacę ile chcecie, tylko rozwiążcie ten problem”.
Czy można postawić tezę, że istnieje zależność między statusem majątkowym rodziny a częstotliwością sięgania po narkotyki i alkohol?
Zależność tak, jednak to nie reguła. Narkotyki, poza prawdziwą kokainą, są teraz tanie. Nie wspominając o alkoholu. Pieniądze nie decydują o tym, czy ktoś ma dostęp do narkotyków i alkoholu.
Kilkanaście lat temu było inaczej. Doskonale pamiętam ze szkoły, że dzieci lekarzy i prawników bawiły się z większym rozmachem niż przeciętna reszta. I nie da się ukryć, że wpływ na to miała wysokość ich kieszonkowego.
Dziś za 20 złotych każdy może się upić i to nie alkoholem z najniższej półki. „Patointeligencja” to nie tylko pieniądze, ale też środowisko, mentalność, typ wychowywania dzieci na ludzi sukcesu, gdzie sukces rozumiany jest jako prestiżowy zawód i wysoka pensja. Młodzież ze środowisk takich, jakie pani wspomina, nierzadko cierpi z powodu poczucia bezkarności i wyższości. O takich osobach mówi się, że są zepsute pieniędzmi. Nie jest to oczywiście wina dzieci, lecz ich rodziców. Nie uczą ich oni, czym jest wartość pieniądza, a dilerzy potrafią to wykorzystać.
„Mój ziomo chciał wypłatę starego przećpać. Nie pykło, bo była tak wielka. Że dużo prędzej by tu kopnął w kalendarz” – rapuje Mata. A pod koniec utworu słyszymy wyraz żalu, że nie wychował się w blokach, ma dość „ciepła i piękna” i „pier..li mamę i tatę za rododendrony, jacuzzi, trzy piętra”.
No właśnie. Nasi rodzice potrafią docenić, że mogą sobie w dowolnej porze roku kupić pomarańcze, bo kiedyś stali po nie w czasach PRL-u w długich kolejkach. My, za przygodę życia, uznawaliśmy wycieczkę na Majorkę, bo 20 lat temu zobaczyć palmy na własne oczy to był prawdziwy luksus. To wszystko naprawdę nas cieszyło. Dziś dzieciaki cierpią na zobojętnienie, przesycenie wrażeniami i uciechami życia, co dodatkowo podsycane jest przez media społecznościowe. Rodzice muszą włożyć wysiłek, by dzieci potrafiły docenić wartość pieniądza i wychować je tak, by rozumiały, że sens życia nie tkwi w tych uciechach i wrażeniach. Często też rodzice, ponieważ sami nie mieli wiele, chcą dać wszystko dzieciom i sami swoje kompleksy leczą statusem majątkowym. W ten sposób ich dzieci nieświadomie budują swoją samoocenę na kieszeni rodzica.
Taka młodzież nie kumpluje się ze sobą tylko dlatego, że wszyscy mają kasę i żyją na tym samym poziomie. Łączą ich wspólne problemy. Akceptacja, poczucie przynależenia do grupy i bycia rozumianym jest dla dorastających młodych ludzi szalenie ważna. Skoro nie znajdują tego w domu, dają to sobie wzajemnie, jednak nie są na tyle dojrzali, by dźwignąć ciężar swoich problemów. Ucieczką okazują się nierzadko narkotyki i alkohol.
Zdaje się, że ważną rolę w zjawisku uzależniania się młodych ludzi z zamożnych rodzin odgrywa również edukacja. Wysokie wymagania, międzynarodowa matura, presja na wyniki… Nie ma tu raczej miejsca na beztroskę, na podejście do siebie i życia z dystansem. „Mój ziomo miał zawsze czerwony pasek i zawsze miał czerwone gały” – rapuje Mata.
Zdecydowanie nacisk na sukces bywa źródłem wielkiego stresu, z którym młodym ludziom trudno się uporać. By zyskać uwagę rodzica, jego ciepło i przychylność są w stanie zrobić bardzo wiele. Czasem wolą brać narkotyki, które ułatwiają naukę, by mieć oceny, których się od nich oczekuje, niż zawieść.
Poza tym często rodzice, którzy wykonują prestiżowe zawody lub prowadzą własne interesy nie dają dzieciom wyboru. Od początku kierunkują i naciskają na osiągnięcia, nie dając młodemu człowiekowi poznać siebie, swoich zainteresowań i potrzeb. W takich okolicznościach młodzi ludzie mają prawo czuć się, jak w pułapce. Czytając piciorysy i narkorysy ludzi, którzy dziś są już dorośli, często trafiałem na ten wątek – rodziców, którzy nie liczyli się z uczuciami dziecka i wybierali przyszłość za nie. Ograniczanie dziecku możliwości bycia sobą i poznawania siebie jest bardzo niebezpieczne. Bez znajomości swoich potrzeb i tożsamości idziemy przez życie z zamkniętymi oczami.
Jednocześnie równie szkodliwe jest puszczenie dziecka samopas, bez żadnej kontroli, wymagań i zasad. Nie ma nic złego w zapewnianiu dziecku dobrego startu, w motywowaniu go do nauki, tylko trzeba pamiętać, co jest najważniejsze. Zadbać o te czynniki, które są kluczowe i decydujące o tym, czy dziecko będzie szukało ulgi w piciu alkoholu czy haju narkotykowym.
Jakie to czynniki?
Najprościej mówiąc: miłość, akceptacja, szacunek, zainteresowanie, bezpieczeństwo, uwaga bliskich. Każdy człowiek potrzebuje do zdrowego rozwoju tych kilku czynników. Jeśli ich zabraknie, to bez względu na to, ile mamy na koncie, ryzyko, że wpadniemy w nałóg jest większe.
Pośpiech, zagubienie, nuda, napięcie, poczucie wyobcowania, samotność – to są uczucia, o których uzależniona młodzież mówi często również bez względu na swoją sytuację finansową. Nie chciałbym generalizować, bo jest też wiele osób kochanych i zaopiekowanych, które z różnych innych przyczyn łatwo się uzależniają. To bardzo niejednoznaczna choroba. Jednak dając dziecku wszystko to, co wymieniłem wcześniej, zmniejszamy ryzyko.
Uzależnienie jest chorobą demokratyczną, mówi się, że od portiera do premiera. Pieniądze i życie w „wyższych sferach” mogą stwarzać okoliczności sprzyjające sięganiu po substancje odurzające, ale szare, nudne i frustrujące życie poniżej przeciętnej również. To rozwój emocjonalny dziecka jest kluczowy i w każdych warunkach trzeba o niego zadbać. Mówi się, że lepsze jest wrogiem dobrego i wychowując dziecko również warto o tym pamiętać. Dziecko, które ma dobre życie, nie będzie potrzebowało szukać lepszego. Może mieć takie ambicje i marzenia, ale to nie będzie deficyt, który będzie musiało czymś zapełnić. Czasem kosztem własnego zdrowia i życia.
Źródło: stopuzaleznieniom.pl